sobota, 15 września 2012

Battambang

          Rajskie plaze Sihanoukville niestety pozegnaly nas deszczem. Wyjechalismy kolo 7.00, a poniewaz juz od 5.00 bylismy na nogach postanowilismy poswiecic droge na odespanie nocy. Tak tez zrobilismy! Po paru godzinach mielismy postoj w Phnom Penh (nie ma niestety innej drogi). Wyskoczylismy na znany nam Central Market i ruszylismy w dalsza droge. Oczywiscie obok usiedli... Polacy (ile mozna?!). Czas jak zwykle umilaly nam kambodzanskie teledyski z karaoke, kabarety i stare filmy z Jetem Li oraz Jackie Chanem z potwornym kambodzanskim dubbingiem. Kierowcy autobusow chca nas chyba wykonczyc w tym kraju!
         Po drodze zlapala nas burza, ktora nad polami ryzowymi wygladala naprawde swietnie.
Na miejscu bylismy okolo 20.00. Juz gdy zaczynal hamowac nasz autobus rozpoczal sie wyscig tuk-tukarzy do naszego transportu. Takiego czegos jeszcze nie bylo. Musielibyscie zobaczyc te male cialka nieziemsko szybko przebierajace nozkami, z wyciagnietymi do gory nazwami hoteli. Swoja droga Kambodza ma kilku niezlych kandydatow do reprezentacji w biegu na krotkim dystansie ;). Po wyjsciu oczywiscie oblezenie. Ale spokojnie mamy czas. Fajeczka i sluchamy propozycji. W koncu wybieramy jednego z nich (super gosc, swietnie mowil po angielsku i byl naszym przewodnikiem przez kolejny dzien). Za darmo podjechalismy do Royal Hotelu. Troche nas przerazaly slowa "royal" i "hotel" wystepujace po sobie. Cena pewnie zabojcza. Okazalo sie, ze za 5 dolarow od glowy mamy swietny, najlepszy (nie jest to przesada) pokoj do tej pory. Oczywiscie zeszlismy do 4$. obsluga biegala wokol nas niszac bagaze, donoszac reczniki i co nie tylko. Masakra! Ale Battambang nie oferuje zbyt wielu atrakcji po zachodzie skonca. Skonczylo sie wiec na krotkim spacerze i sredniej kolacji.
           Rano po kawie na dachu hotelu i zwiedzeniu lokalnego marketu czekal juz na nas wczorajszy kierowca tuk-tuka. Mielismy odwiedzic przejechac sie bambusowym pociagiem. Nie ukrywam, ze bylismy niechetni do tego, ale cena za calodniowy transport - 4$ od glowy - przekonala nas. I dobrze, bo tak, jak na zdjeciach wyglada to naprawde slabo, jest niesamowita frajda. Pociag, a wlasciwie drezyna, ma bambusowa podloge, rozlozony pled, maly silniczek i szusuje po torach prostych, jak fale na Baltyku! Dojechalismy do stacji, gdzie od razu oblegly nas dzieciaki i pokazaly lokalne atrakcje: cegielnie (niskie wejscia - Asia przyplacila to niezlym guzem) oraz "Rice Factory", gdzie ryz jest obrabiany do formy, jaka widzimy na talerzu. Bylismy tam pare godzin. I niestety dostrzeglismy tez biede Kambodzan. Oczywiscie odpowiednio podziekowalismy dzieciakom za oprowadzanie, opowiadanie i bransoletki, naszyjniki i pierscionki, ktore robily dla nas z trawy. Swoja droga szokowalo nas jak dobrze mowia po angielsku kilku-kilkunastoletnie dzieci! Na koniec trafilismy do przesympatycznych starszych kudzi napic sie czegos. Widac bylo, ze kazdy dolar, ktorego zaplacilismy jest na wage zlota. Do tego dostalismy banany, zostalismy powachlowani, bo przeciez jest goraco, a na odjezdne wreczyli nam cukierki. Niesamowici ludzie! I to wlasnie w takich miejscach mozna poczuc, ze mieszkancy Kambodzy sa tak przyjazni, jak sie o nich pisze. 
   Nastepnie pojechalismy do tzw. Killing Cave. To kolejne miejsce zwiazane z Czerwonymi Khmerami. Juz sama nazwa powinna wskazywac z czym zwiazana i do czego sluzyla ta jaskinia. Zycie stracilo tu okolo 10000 ludzi. Choc znajaz zycie bylo to znacznie wiecej. Nasz kierowca opowiadal nam historie, ktore na zawsze pozostana w naszej pamieci. Znow nie bylismy w stanie wydobyc z siebie ani slowa. Szok.
   Niestety nie udalo nam sie trafic do fundacji HALO Trust, ktora zajmuje sie rozminowywaniem Kambodzy, co moglo byc ciekawym doswiadczeniem. Totez nasz dzien jesli chodzi o zwiedzanie zakonczyl sie poznym popoludniem. Wrocilismy do miasta. Po drodze mijalismy dziesiatki ludzi pozdrawiajacych i machajacych do nas ;). Zjedlismy szybki obiad w centrum miasta. Powrot do hotelu, prysznic i piwko.
Wieczorem:
Kolacja na dachu Royal Hotelu. Najlepszy Lok Lak w Kambodzy! Choc miejsce nie wyglada na zdolne do przygotowania czegos tak smacznego! Szczerze polecamy!
             W miedzyczasie na zewnatrz zrobila sie ulewa, ktora przemienila ulice w rzeki. Wieczorny spacer byl niemozliwy...
              I tak konczymy nasza przygode z Kambodżą. Battambang byl ostatnim miejscem, ktore tu odwiedzilismy. Bedziemy tesknic za tymi niesamowicie serdecznymi ludzmi. Moze mniej za ich tuk-tukarzami oblegajacymi nas, jak szarancza i telewizyjnymi show ;). Choc kto wie ;)!
             Jutro powrot do Tajlandii i Bangkoku oraz rozpoczynamy ostatni tydzien naszego pobytu w Azji!

środa, 12 września 2012

Plażing w Sihanoukville !


   W sobote rozstalismy sie ze stolica oraz Adamem i Agata i ruszylismy z samego rana na poludnie Kambodzy, by zabawic kilka dni na plazach Sihanoukville. Podroz minela szybko i bez wiekszych atrakcji. Na miejscu bylismy o 14.00 i od wyjscia oblegani przez tuk-tukarzy. Jeden bialy dal nam ulotke swojego gursthouse'u - Monkey Republic, o ktorym czytalismy wczesniej w Lonely Planet. Cena 2$ za miejsce w bungalowie byla dla nas atrakcyjna. Bierzemy motocyklowa taksowke - ceny transportu sa tu nie do negocjowania - po raz pierwszy w naszej podrozy... Ale za chwile okazuje sie, ze biorac pod uwage odleglosc, jaka przejechalismy, calkiem niskie. Mamy naprawde fajny domek dla czterech osob. A samo miejsce... Plasuje sie na najwyzszych miejscach naszej listy noclegow. Bardzo klimatyczny bar z przesympatyczna obsluga, swietnym wystrojem i muzyka! Czego chciec wiecej? 
   Jemy szybki obiad i ruszamy na plaze. Troche zatloczona, ale to nic. Montujemy sie na piasku, czesc idzie do wody. Slowem relaks! Zaczepiaja nas znow lokalne dzieciaki, ktorym robimy zdjecia, udalo nam sie nawet zakopac 205 cm Kuby Czajki ;). Dzis niewiele czasu mielismy na plazy, ale nadrobimy. Wracamy do siebie i wieczor spedzamy piwkujac oraz zgarniajac koszulki naszego gursthouse'u ;). 
   W niedziele postanowilismy uciec od zgielku plazy i znalezlismy taras nad samym morzem w jednym z barow. Slonce pali nas niemilosiernie, nabieramy kolorow, chlodzimy sie w wodzie, pijemy mrozona kawusie - zyc nie umierac. No moze gdyby jeszcze nie bylo tu dziewczyn probujacych wcisnac nam hand made bransoletki ;). Tak leniwie minal nam caly dzien, po czym odkrylismy, ze nasza miejscowka oprocz fajnych warunkow i wszelkich rzeczy, ktorymi sie zachwycalismy oferuje tez najlepsze jedzenie w okolicy! Monkey Republic jest przez nas highly recommended!
   Poniedzialek rowniez minal nam na blogim lenistwie, ktore juz zaczynalo troche... meczyc ;). Postanowilismy wiec nabyc bilety na wycieczke z nurkowaniem wokol trzech okolicznych wysepek.
   I tak skoro swit ruszylismy rano lodzia zwiedzac tym razem podwodne atrakcje Kambodży. Pierwszy stop poswiecony na nurkowanie. Calkiem fajne rafy koralowe, lawice ryb i mnoooostwo jezowcow z dlugasnymi kolcami. A ze lezaly bardzo plytko, nietrudno bylo o zrobienie sobie krzywdy.
Nastepnie zatrzymalismy sie na kolejnej z wysp. Tu juz zeszlismy na staly lad. To czas poswiecony na opalanie, zwiedzanie wyspy oraz calkiem niezly obiad. Ale niestety z opalania na chwile nici, poniewaz zlapala nas ulewa. Jednek nawet to nam niestraszne! W deszczu jeszcze nie plywalismy! Po tej wycieczce takze to mamy zaliczone. Gdy sie wypogodzilo, odlaczylismy sie od grupy i znalezlismy pusta plaze. Fale tu byly ogromne! Tak samo jak frajda, jaka sprawialo nam rzucanie sie na te najwieksze! Istne dzieciaki ;)! Ale czas bylo ruszac na ostatnia miejscowke do nurkowania. Niestety nasz sprzet nie byl najlepszy, maski ciekly, wiec postanowilismy, ze zwyczajnie sobie poplywamy posrodku morza, czasem zanurzajac glowe, by zobaczyc, co ciekawego mielismy pod soba.
   Wrocilismy wymeczeni poznym popoludniem. Po doprowadzeniu sie do ladu, skorzystalismy z naszej sali telewizyjnej (tak! mamy tu nawet takie cos!) - obowiazkowo film o podroznikach - Indiana Jones! Swoja droga, jak to moglo robic kiedys wrazenie... nie wiemy ;). Reszte wieczoru spedzilismy na grze w bilard.
   Dzis niestety pogoda nie zachwyca nawet w raju. Pada od samego rana. Totez siedzimy z ksiazkami w rekach. Miejmy nadzieje, ze to tylko chwilowe.
   Juz jutro jedziemy do ostatniego miejsca, ktore zobaczymy w Kambodzy - Battambang. Ale o tym dowiecie sie juz z kolejnego posta.

piątek, 7 września 2012

Post specjalny: pod reżimem Czerwonych Khmerów

          Phnom Penh oprocz tego, ze jest stolica, jest takze wazne na mapie Kambodży ze względu na swoja historie dotyczaca rzadow Pol Pota i Czerwonych Khmerow. Podczas pobytu tu zwiedzilismy dwa najwazniejsze miejsca zwiazane z wydarzeniami z lat '70.
          Pierwszym bylo niegdysiejsze liceum przemienione na wiezienie S-21, gdzie byli przetrzymywani, torturowani i zabijani "wrogowie, zdrajcy i szpiedzy". Od 1975 do 79 stracilo tu zycie ok 20000 osob. Przerażajace dla nas bylo zwiedzanie sal lekcyjnych, ktore zostaly przerobione na cele i sale tortur; gdy widzielismy korytarze zabezpieczone drutem kolczastym, oraz gdy ogladalismy zdjecia ofiar, w tym kobiet i dzieci. Czytalismy listy wiezniow, patrzylismy na narzedzia do torturowania. To wszystko odebralo nam mowe. Przytloczylo nas...
         Kolejnym miejscem byly tzw. Pola Smierci - Choeung Ek. Najbardziej znane z ponad 300 tego typu miejsc w Kambodży. Po upadku Demokratycznej Kampuczy znaleziono tu 129 zbiorowych mogil. Najwieksze z nich kryly nawet 450 cial. Znow byly to ciala mezczycn, kobiet i dzieci. Czesto reprezentantow kambodżańskiej inteligencji, ale także zwyklych robotnikow, czy rolnikow. W jednym grobie znaleziono ponad 100 cial dzieci. Kto jest w stanie zabijac dzieci?! Robili to, by uniknac zemsty za zamordowanie ich rodzin. Dzieci najczesciej byly tracone na tzw. Killing Tree - to miejsce nas pokonalo. Pozwolcie, ze nie bedziemy opisywac, do czego sluzylo to drzewo...
Jednymi z zasad, ktorymi kierowali sie przy zabijaniu bylo:

"Lepiej zabić 10 niewinnych, niż jednego winnego pozostawić przy życiu".
       Drugim drzewem jest Magic Tree. To na nim mocowany byl megafon, przez ktory puszczano muzyke, by zagluszyc krzyki i jeki mordowanych.
Oczywiscie zabijanie za pomoca kul bylo zbyt drogie. Uzywano nozy, toporkow, lopat, palek...
Posrodku Pol Smierci zostala wzniesiona pamiatkowa stupa, ktora miesci szczatki ofiar reżimu Khmer Rouge. 
      Ich przywodca - Pol Pot zmarl w 1998, a jego cialo zostalo spalone na smieciach. Do dzis dzien tocza sie procesy ludzi, ktorzy byli jego najblizszymi wspolpracownikami, ktorzy sa wspolwinni tego ludobojstwa.
      Najbardziej zdumiewajace jest to, ze najwyzsze stolki wsrod Czerwonych Khmerow zajmowali ludzie, ktorzy konczyli francuskie uniwersytety, czesto z tytulem profesora. Jak mozna zrobic to wszystko swoim rodakom?! 

"Ludzie ludziom zgotowali ten los..."