środa, 16 maja 2012

Warszawa zdobyta!





    Wtorek, 15.05.2012, godzina 3.00 – pobudka, szybkie ogarnięcie się i ok. 4.00 wyruszamy osobno z Gliwic i Nowego Tomyśla do Warszawy. Niewielkie opóźnienie pociągu i o 8.45 spotykamy się na Dworcu Centralnym, skąd ruszamy w stronę Mokotowa. Kilka przystanków i jesteśmy na ulicy Dworkowej. Teraz wystarczy znaleźć ambasadę. Po przejściu kilkuset metrów jesteśmy na miejscu. Willowa 7 okazuje się małym budynkiem, a dział wizowy jest mniejszy od studenckiego pokoju. Jeden stolik, okienko, za którym wita nas sympatyczny Pan i portret króla Bhumibola Adulyadeja. Siadamy, by dokończyć wypełnianie wniosków wizowych. Decydujemy się jednak na zwykłą wizę turystyczną – jest tańsza i obowiązuje 60 dni. Po tym czasie udamy się już w Tajlandii do urzędu imigracyjnego, by ją przedłużyć. Spodziewaliśmy się, że składanie papierów zajmie nam co najmniej godzinę. Zajęło minutę... :)


     Co teraz robić? Mamy cały dzień wolny. Ruszamy pozwiedzać Warszawę. Spacer po Nowym Świecie, Krakowskim Przedmieściu i Placu Zamkowym. W oddali widać Stadion Narodowy. Ruszamy w jego kierunku, może uda nam się wejść do środka. Dotarcie tam zajmuje nam dobrą chwilę, pieszo przemierzamy potężny parking, by zobaczyć, że stadion jest... zamknięty... Trwają jakieś prace budowlane. Co teraz? Zaczyna nam burczeć w brzuchach. Wracamy w okolice dworca, do Złotych Tarasów. Po solidnym obiedzie przychodzi deszcz, więc nie możemy się nigdzie ruszyć. Galeria Handlowa okaże się naszym „domem” na kilka dobrych godzin, także kolejnego dnia :). Musimy czekać do 19.00, by pojechać do naszego przyjaciela - Kuby, gdzie mamy nocować. Leje, jak z cebra, a nam zaczyna doskwierać zmęczenie i niewyspanie. Dostajemy telefon od Marty, przyjaciółki Kuby, byśmy Ją odwiedzili na Saskiej. Zrywamy się do tramwaju – koczowanie w Tarasach już nam zbrzydło. Marta jest lekarzem weterynarii i od niedawna pracuje w Warszawie. Rozmawiamy o Jej pracy, naszym wyjeździe, Kuba z Martą i Jej narzeczonym wspominają Gliwickie czasy – śmiechu co nie miara! Nie wiedzieć kiedy, zrobiła się 22.00! Lecimy do Kuby! Przejażdżka metrem na Wilanowską zaliczona! Jeszcze chwilę rozmawiamy, ale dopada nas zmęczenie i zasypiamy koło 1.00.
     
Środa, 16.05.2012. Wstajemy koło 8.00 – jak zwykle później niż planowaliśmy. Za oknem oczywiście deszcz. Spanie na karimacie nie okazało się takie złe. Z resztą musimy się do tego przyzwyczajać :). Małe śniadanie i jedziemy po odbiór wiz. Znów trwa to dosłownie kilka sekund. Przemoknięci, ale szczęśliwi, dzierżymy w rękach paszporty ze świeżo wbitymi wizami. Jest chwila po 9.00, sprawdzamy powrotne pociągi – musimy czekać minimum 4 godziny... Znów idziemy do naszej przechowalni, czyli Tarasów. Wrzucamy coś do żołądków i kolejne kilka godzin chillujemy. Nie chce nam się nigdzie ruszać. Wybija 13.00. Idziemy na peron. Pożegnanie i wsiadamy do pociągów. Przed nami znów około 4h jazdy. A od jutra znów dopinanie kolejnych guzików naszej podróży!

     Serdeczne podziękowania dla Marty Siudy, Piotra Korpaka oraz Kuby Budycha za przechowanie nas, nocleg i świetne chwile w stolicy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz