wtorek, 5 czerwca 2012

BKK Baby !

Około 10:00 wylądowaliśmy w Bangkoku. Od razu ruszyliśmy szukać taksówki, która zabrałaby nas na Khao San Road. Przy postoju spotkaliśmy naszych sąsiadów z samolotu – parkę młodych ludzi z Amsterdamu. Mieliśmy ten sam cel, więc i transport kosztował nas mniej. W drodze w końcu poczuliśmy, że nie jesteśmy w Europie. Kodeks drogowy jakby nie istniał, obowiązuje ruch lewostronny, mijało nas mnóstwo pickupów, na których pace jechały tłumy ludzi. Mnóstwo skuterów (oczywiście w Bangkoku jeździmy bez kasku, a jedną ręką piszemy sms'a), kolorowe taksówki i charakterystyczne tuk – tuki.
            Największe wrażenie zrobiło jednak Khao San Road – inny świat pełen ludzi, gwaru, krzyków, zapachów i „zapachów”. Wciąż ktoś nas zaczepia, byśmy wzięli hostel i każdy nazywa nas „my friend”.
 
            Znaleźliśmy hostel za 300 bahtów i ruszyliśmy trochę pozwiedzać. Zdążyliśmy zobaczyć dachy Wat Phra Kaew  i trafić na religijne święto, gdzie za darmo dostaliśmy posiłek (wypalił nam przełyk, ale dany był z szczerego serca). Nie do końca było to za darmo, bo pierwszym pytaniem młodej Tajki było „do you have a girlfriend” - mało brakowało, a Micz znalazłby żonę! Musieliśmy się szybko ewakuować.
            Wieczorem spotkaliśmy się ze znajomym Kuby – Krzyśkiem i Jego dziewczyną Jenny. Pokazali nam Chinatown i jego wspaniałe smaki i oprowadzili po okolicach Khao San Road.
            Następnego dnia odwiedziliśmy Wat Pho z leżącym Buddą ze złota, którego stopy ozdobione są pięknymi inkrustacjami z masy perłowej. Chwilę później spotkanie z Krzyśkiem i łódką ruszyliśmy na Wat Arun, gdzie szliśmy po najbardziej stromych schodach w życiu, by zobaczyć panoramę Bangkoku. Później zabrał nas kolejką nadziemną (BTS) do centrum MBK, gdzie można kupić podróbki dosłownie wszystkiego :)! Kilka kroków było centrum Siam Square, gdzie niestety wszystko było już oryginalne i straszliwie drogie, ale popatrzeć zawsze można, a przy okazji zrobić sobie zdjęcie z figurą woskową Toma Cruise'a, czy Kate Winslate.
            Musieliśmy się zbierać, by zdążyć na 18:00 na autobus. Oczywiście po godzinnym opóźnieniu zasiedliśmy w dusznym autobusie i ruszyliśmy w stronę Koh Lanta. Nie wiedzielismy na co się piszemy, bo po  około 15 godzinach byliśmy na Krabi. Poznaliśmy tam przesympatyczną Australijkę, która co prawda jechała z nami cały czas, ale teraz godziny mijały nam trochę szybciej dzięki rozmowie. W końcu po ponad 18 godzinach podróży, jeździe dwoma autobusami, dwoma busami i dwóch przejażdżkach barką trafiliśmy na Koh Lantę i do Lanta Animal Welfare.

            Jedna z pracujących tu dziewczyn przywitała nas serdecznym „Cześć! Polska?”, ucieszyliśmy się, że nasze poprzedniczki nauczyły polskich zwrotów mieszkających tu ludzi. Ale szczęki opadły nam, gdy zaczęła kontynuować swoją wypowiedz literacką polszczyzną! Okazało się, że Kaja (tutaj nazywana Mają) jest Polką i od dwóch tygodni menagerem LAW'u! Oprowadziła nas po centrum, pokazała pokój i nie mogło się oczywiście obejść bez wspominania Polski oraz wrocławskiej weterynarii, której również jest absolwentką!
        
   Pare informacji o samym BKK :
Najważniejsze dzielnice Bangkoku oraz lotnisko Suvarnabhumi skomunikowane są szybką kolejką napowietrzną BTS Skytrain, SARL oraz linią metra MRT. Działa takze rozwinięta komunikacja autobusowa i kolejowa. Powszechne niegdyś trzykołowe pojazdy zwane TUK-TUK wypierane są obecnie przez zwykłe TAXI. Główne arterie komunikacyjne przecinają miasto biegnąc wielopasmowymi wiaduktami pomiędzy budynkami.

Aglomerację przecina rzeka Chao Phraya, do której odpływy mają również liczne kanały stanowiące dawne systemy nawadniające oraz komunikacyjne. Rzeka stanowi również istotny element transportu dla miasta, jak i kraju. Po rzece kursuje kilka linii promowych obsługujących transport osobowy pomiędzy brzegami, jak również między dzielnicami położonymi przy rzece w dzielnicach centralnych.







 

  






Jutro pierwszy dzień pracy, zobaczymy, jak to będzie! Póki co jesteśmy rządni wrażeń i gotowi do pracy!


Niedługo więcej wieści!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz