Kolejny wolny dzień. Po raz kolejny
czwartek. Nie planowaliśmy na ten dzień niczego szczególnego.
Po odespaniu całego tygodnia i jajecznicy na śniadanie (w końcu!)
postanowiliśmy po raz drugi odwiedzić Park Narodowy. Pogoda piękna,
więc i podróż na koniec wyspy minęła nam szybko, choć
coraz bardziej martwimy się o nasz skuter, który zaczyna
sobie coraz gorzej radzić z podjazdami :). Na szczęście udało nam
się tym razem nie płacić 100 bahtów za wejście, więc
jeszcze bardziej uradowani tym faktem przekroczyliśmy bramę Parku.
Naszym oczom ukazał się znajomy widok, ale tym razem wzbogacony
o... Makaki! Dziesiątki, a może nawet setki małp! Niesamowicie
było oglądać je przechadzające się w różne strony,
zajadające kokosy, a największe wrażenie zrobił na nas widok
małpiej mamy z uwieszonym u jej brzucha małpiątkiem :). Jednak
zmieniliśmy trochę zdanie, gdy chcąc je sfotografować, zaczęły
szczerzyć do nas kły i biec w naszym kierunku z raczej niezbyt
przyjaznymi zamiarami! Ale dość fotografowania małp, idziemy na
plażę! A plaży nie ma... Tzn. prawie nie ma, ponieważ akurat był
przypływ, a na piasek można było wejść tylko między falami. Nam
to wystarczyło. Ale w obawie przed małpami, postanowiliśmy
zabezpieczyć nasze plecaki przed kradzieżą, wieszając je na
zwisającej z drzewa linie. Jak się później okazało, był
to dobry pomysł, bo zaledwie kilka minut po naszym wejściu do wody,
jeden z małpiszonów zaczął się dobierać do naszych
rzeczy. Po odstraszeniu go, mogliśmy już w pełni cieszyć się
wodą i słońcem :). A woda jak zwykle cudownie ciepła, słońce
jak zwykle palące, co niestety czuję, pisząc to :). Trochę się
pluskamy, wygłupiamy, robimy obowiązkowe zdjęcia z rajskiej plaży,
kilka większych fal boleśnie przeczołgało nas po dnie :) - ot!
Normalny dzień w Tajlandii :). Ale co by tu jeszcze zrobić?
Od jednego z wolontariuszy – Jack'a
– dowiedzieliśmy się, że codziennie relaksują się nad basenem
w pobliskim ośrodku wypoczynkowym Blue Andaman. Podobno jako
wolontariusze Lanta Animal Welfare możemy korzystać z ich leżaków
i basenu zupełnie za darmo. Postanowiliśmy to sprawdzić. Po
kilkudziesięciu minutach byliśmy na miejscu.
Był tu też Jack i
nowa wolontariuszka – Carrie. Przyłączyliśmy się do nich,
rozłożyliśmy na leżakach, zamówiliśmy koktajle i tak
rozpoczął się przecudny relaks nad basenem. Naprawdę brakowało
nam takiego dnia „nicnierobienia”. Woda w basenie zachęcała do
kąpieli, toteż pływaliśmy w nim naprawdę długo, przeplatając
kąpiele opalaniem. I tak zleciało nam kilka błogich godzin.
Niestety zaczęliśmy odczuwać wpływ słońca, które nawet
przy filtrze 50 SPF potrafi przypiec. Trzeba było wracać do domu
coś zjeść, przebrać się i oczywiście, by napisać posta :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz