Dzień rozpoczęliśmy od śniadania w
naszym hostelu. Po 9.00 byliśmy już gotowi do zwiedzania świątyń
Chiang Mai. Niestety jedna z głównych atrakcji leży ponad
30km za miastem – to Phrathat Doi Suthep. A my właśnie oddaliśmy
nasz skuter :(... Ale zahaczyliśmy o biuro podróży, by
dowiedzieć się, jak się tam dostać. I za 10 minut mieliśmy
podwózkę za jedyne 500bahtów na głowę. Wydawało się
dużo, ale w drodze zmieniliśmy zdanie. Podjazdy były naprawdę
strome – nasz „moplik”, by tego nie przeżył z nami dwoma na
pokładzie. Do tego droga była straszliwie długa. Po kilku
kilometrach dziękowaliśmy Bogu, że nie wpadliśmy na pomysł, by
jechać tam własnym transportem. Nasza wycieczka obejmowała też
zwiedzanie położonej w górach wioski, gdzie można zobaczyć
skansen z tradycyjnymi góralskimi chatami oraz przypatrzeć
się, jak wyglądało życie jeszcze nie tak dawno temu. Oczywiście
jak większość tego typu atrakcji, zastaliśmy na miejscu wiele
straganów z produktami „hand made”. Ale zwiedzanie chat i
okolic pogrążonych w chmurach było naprawdę ciekawe. Nauczono nas
nawet strzelać z broni zrobionej na podobieństwo naszej kuszy :)!
Jest tu też przepiękny duży ogród, w którym rośnie
kilka krzaków... marihuany :)! Do tego mak, z którego
robiono opium :). To właśnie w tym miejscu znalazł nas lokalny
sprzedawca oferując nam jointa w bambusowej chacie, wraz z lokalnymi mieszkańcami za jedyne 200 bht i lewe diamenty (a
raczej „diamenty”) z Birmy – 4000 bht. Oczywiście przekonywał
nas o ich autentyczności, przecinając szkło, dziurawiąc monety
itd. Jednak ani z diamentów ani z Marii nie skorzystaliśmy
:)... Naprawdę nie skorzystaliśmy :)! Ale jesteśmy przekonani, że
gdybyśmy wybrali się w głąb lasu bez problemu znaleźlibyśmy
pole (lub nawet kilka pól) Maryśki :)!
Po zwiedzaniu ruszyliśmy w dół
góry do świątyni, która była główną
atrakcją dzisiejszej wycieczki, czyli Wat Phrathat Doi Suthep. Do
świątyni wiedzie kilkaset dość stromych schodów (nie
braliśmy opcji dla leni i grubasów, czyli windy). Po chwili
byliśmy na miejscu. Wat robi naprawdę niesamowite wrażenie.
Szczególnie złote czedi, które w słońcu prezentowało
się godnie! Pogoda nam dopisała, więc czerwień ścian i podłogi
w połączeniu ze złotem posągów, czedi i wszelkich zdobień
oraz błękitne niebo odbierało mowę! Zresztą zobaczcie zdjęcia.
A do tego świetny balkon widokowy, z którego widać całe
Chiang Mai! Oj napstrykaliśmy się tu zdjęć!
Po powrocie do miasta zjedliśmy
obiad, odpoczęliśmy kilka minut i ruszyliśmy zwiedzać świątynie
w Starym Mieście. Zobaczyliśmy więc m.in. Wat Phra Singh, Wat
Mengrai, Wat Chedi Luang, czy Wat Chiang Man. W całym Chiang Mai
jest ponad 300 świątyń, więc pogodziliśmy się z faktem, że nie
jesteśmy zobaczyć ich wszystkich. Włóczyliśmy się więc
wzdłuż murów Starego Miasta odwiedzając te z nich, które
mijaliśmy po drodze. Zajęło nam to kilka godzin oraz kilometrów.
Kaczora Donalda też mają !
Pod wieczór byliśmy naprawdę zmęczeni – czas było wracać
do hostelu. Kupiliśmy bilet do Pai, które jest kolejnym
punktem na naszej drodze. Kolacja na nocnym bazarze. A teraz siedzimy
z Changiem, piszemy kolejnego posta, selekcjonujemy zdjęcia i za
chwilę to wszystko opublikujemy :).
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMaly komentarz dla przyszlych podroznikow - do Doi Suthep mozna dojechac rejsowym czerwonym pick-upem za okolo 150 Baht od osoby (cena w ta i z powrotem, uwzglednia tez przystanki przy ogrodach i bodajze snake show). Wynajecie pick-upa na wlasny uzytek by dojechac do Doi Suthep to koszt okolo 400 Bahtow za 3-4h. Tyle zaplacilismy 3 tygodnie temu. Niestety pogoda nam nie dopisala tak bardzo jak Wam i na naszych zdjeciach niebo jest szare. Pozdrawiam, M
OdpowiedzUsuń