Niedziela, to
dzień, gdy jesteśmy tylko pod telefonem w razie nagłych wypadków
(zapewne już o tym wspominaliśmy). Ponieważ nic się nie działo,
pod wieczór sączyliśmy koktajle bananowe w Time for Lime –
od jakiegoś czasu jest to nasz ulubiony sposób spędzania
wieczorów. W pewnym momencie jednak dostaliśmy wezwanie do
lecznicy. Georgi (nowa wolontariuszka) zdołała wyciągnąć od
Tajów, którzy ni w ząb nie mówią po angielsku,
że sprawa dotyczy... kozy! Ale nie takie rzeczy już widzieliśmy!
Nasza pacjentka ma być za dobre 20 minut w lecznicy, pewnie znów
jakieś osłabienie, nie ma się co denerwować – tak przynajmniej
myśleliśmy. Podjechaliśmy do lecznicy, czekamy na Tajów. W
końcu są! Ale sprawa okazała się nie taka bagatelna! Koza zaczęła
rodzić około 12 godzin temu (!), dwa z trzech młodych były martwe
i do tej pory nie odeszło łożysko, a do tego wszystko wskazywało
na to, że to nie koniec porodu! Próbowaliśmy wydobyć płód,
ale na niewiele się to zdało. Pomagał nam w tym Michał – nowy
pracownik Lanta Animal Welfare, który z zawodu jest...
oczywiście weterynarzem :). Zadzwoniliśmy także do dr. Teya, by
skonsultować ten przypadek. Gdy usłyszał, jak od jak dawna trwa
cała akcja, polecił tylko jedno: „musicie ją otworzyć”.
A jak wyglądał
cały zabieg? Proszę bardzo, oto zdjęcia:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz